Konkurencja na wolnym rynku to dla nabywców dobra rzecz. Także w usługach medycznych. Im więcej lekarzy tym szybsze świadczenia.
W czasie pandemii obowiązują przepisy pozwalające lekarzom zza wschodniej granicy uzyskać szybko warunkowe prawo wykonywania zawodu.
Muszą przedstawić dokumenty potwierdzające pracę w zawodzie lekarza w swoim kraju, specjalizacje itp. No i mają napisać oświadczenie, że posługują się językiem polskim wystarczająco dobrze, żeby móc udzielać pomocy medycznej. Minister wydaje decyzję o zgodzie na wykonywanie zawodu a Izby lekarskie mają wpisać delikwenta do spisu lekarzy. Lekarze ci pracować mogą tylko na umowę o pracę i pod nadzorem polskiego lekarza specjalisty.
Chyba dobrze? Więcej lekarzy. Ma kto leczyć…
Przypadek kliniczny. Minister wydał decyzję zezwalającą na wykonywanie zawodu. Izba – odmawia wpisu do rejestru lekarzy ze względu na nieznajomość języka polskiego. Najpopularniejsza chyba przyczyna odmowy wpisu na listę lekarzy z warunkowym prawem wykonywania zawodu. Powołały bowiem Izby zespoły, których zadaniem ma być sprawdzenie jak delikwent zza wschodniej granicy rozumie i mówi po polsku.
Zespoły nie mają oparcia w przepisach powszechnych. Ale to nieważne, złe przecież są tylko przepisy pozwalające lekarzom przyjeżdżać i leczyć.
Przypadek mojego Klienta: nie przeszedł weryfikacji przez powołany zespół czyli nie mówi i nie rozumie dość dobrze by leczyć.
Trafił lekarz do naszej Kancelarii. Sprawdzamy – rozmawiamy. Jest dobrze. A nie rozmawiamy o pogodzie tylko o przepisach, o leczeniu. Pytamy dyrekcję szpitala czy jest problem z językiem. Nie ma. Delikwent z polskiej rodziny, dziadkowie Polacy, w domu mówiło się też po polsku, ma Kartę Polaka i do tego najeźdźca po pierwszej, niezauważonej przez Europę inwazji, paszport ukraiński zabrał i dał swój. Trochę chłop przeżył. Trafił do Polski, miało być dobrze.
Na horyzoncie pojawia się zespół, który ocenia, według kryteriów, których delikwentowi nie przedstawił, że ten po polsku nie mówi, nie rozumie. Pełnomocnika z sali się wyprasza, a wręcz wypycha. Wpisania w spis lekarzy delikwentowi odmawia, dokumentu prawa wykonywania zawodu nie wydaje. Naczelna Rada Lekarska podtrzymuje. Nie rozmawia z człowiekiem ale uznaje, że na pewno nie mówi, skoro zespół tak uznał. Nie pyta lekarzy z którymi delikwent pracuje, nie pyta dyrekcji szpitala, w którym ten pracuje. Zespół stwierdził, wiec tak jest.
Zaskarżam uchwały. Wygrałam. WSA uchyla uchwały OIL i NRL.
A delikwent (chyba na złość zespołowi) zdał egzamin językowy przed powołaną do tego zgodnie z przepisami Komisją. Póki co jednak nadal nikt nie wpisał go do spisu lekarzy.
Delikwent to anestezjolog ze specjalizacją dziecięcą.
W Polsce według danych NIL zawód anestezjologa wykonuje 7 362 lekarzy. Polaków jest 37 766 300. Czyli 19,50 lekarzy przypada na 100 tysięcy mieszkańców. W Austrii jest ponad 33,5 lekarzy na 100 tysięcy.
To jak to było z tą konkurencją?